Angeli S. Alvbris
Skąd : Szwecja | Sztokholm Liczba postów : 14
| Temat: Angeli Sven Alvbris 30.09.16 14:18 | |
| Angeli Sven Alvbris Imię i nazwisko Angeli Sven Alvbris Data i miejsce urodzenia 1983/03/20 Sztokholm Miejsce zamieszkania Londyn Czystość krwi 100% Zajęcie barman w Dziurawym Kotle Cechy charakterystyczneJest albinosem i ma 185 cm. Aparycja Obserwowałem go przez dłuższy czas, badając w dłoniach powierzchnie swojej różdżki. Krzątał się po kuchni robiąc nasze ulubione ciasto dyniowe, jak zwykle mając zakasane rękawy swojego pastelowo-błękitnego sweterka. Zawsze uważałem, że z nas dwóch, to mój brat dostał wręcz anielską urodę. Kiedyś miał jeszcze długie, falowane włosy do ramion, jednak wtedy jego krótkie, białe loczki zakręcały się na czole, dodając mu dzięki temu uroku. Angeli ogólnie roztaczał wokół siebie coś... magicznego, nie ze względu na to, że był czarodziejem, ale był po prostu albinosem. Miał białą skórę, białe włosy, krystaliczne oczy, był chudy, wysoki, uśmiechnięty, taki jasny, anielski. Prawie zawsze widziałem go w sweterkach, koszulach lub za wielkich bluzach. Jasne pastele czy głęboka czerń, zawsze wszystko było schludne oraz przemyślane. Tylko raz na jakiś czas zdarzało się to, że nie wyrabiał się rano i wybiegał z domu nieuczesany oraz z niedobranymi skarpetkami do pary. Od niego zawsze emanowała nostalgia, tęsknota za owinięciem się w kocyk wraz z kubkiem gorącej czekolady, nie zawsze dlatego, że przypominał śnieżnego duszka, ale człowiek aż chciał zobaczyć za oknem płatki śniegu, mając obok ciepły kominek ze strzelającym drewnem. Nawet latem, kiedy to ubierał ciemne, wygodne ubrania, smarował się tysiąc razy kremem z filtrem i zabierał swoją czarną parasoleczkę wszędzie. To jak mieć Pana Zimę jako kolegę.
Wybrany wizerunek Paul Craddock Wzrost 185 cm Budowa ciała szczupła Oczy błękitny z czerwonymi przebitkami Włosy białe Blizny/znamiona--- Osobowość - Ann? - brunet powtórzył cicho i usadowił się wygodniej na swoim miejscu. Wyciągnął dłoń do kubka z ciepłą herbatą, a następnie postukał paznokciami o uszko, zastanawiając się zapewne nad odpowiedzią. Trwało to krótką chwilkę, brunet zmarszczył nos, a potem uniósł wzrok na swojego rozmówcę. - Uwielbiam mówić na niego "kochany aniołek", choć wszyscy wiemy, że to jest okropnie oklepane. Jednak... proszę... z nim nie da się inaczej - uśmiechnął się krótko i objął dłonią kubek, by się nieco rozgrzać, gdyż wieczór był dość chłodny. - Zawsze jest... miły, serdeczny. Wzór do naśladowania, prawdziwy pupilek, do rany przyłóż po prostu. Często nazywamy go "perfekcyjną panią domu", bo wokół niego zawsze jest czysto, wszędzie posprzątane, biało i schludnie - pokręcił głową, brzmiało idealnie, prawda? Brunet pobłądził trochę niebieskimi oczami po parze, która unosiła się nad herbatą, a potem zaśmiał się sam do siebie. - Zawsze upiecze ciasto, zrobi herbatki, pomoże w czymś, a jak skoczy po mleko do sklepu, to wraca z kwiatami, które uzbiera po drodze. Nie nazwałbyś takiego kogoś aniołkiem? - ponownie skupił wzrok na swoim rozmówcy. - Smutnym jest jednak to, że to nie zawsze jest szczęśliwy aniołek, bo widzisz... znaczy ja już tu nie mówię o astmie, bo z nią sobie radzi. Nie mówię też o albinizmie, bo tu się posmaruje, tu parasolkę weźmie, ostrożny jest. Chodzi mi o to, że ma nerwicę, schizofrenię... to, że wszędzie jest czysto, to dlatego, że wśród bałaganu dostaje paniki. Jak mu coś nie wychodzi, to popada w paranoje. Uspokaja się jak może, ale wpada w złość kiedy nadepniesz mu na odcisk, a w najgorszym wypadku, rzuci w ciebie kubkiem z gorącą herbatą, nie wiedząc nawet co robi. Bierze leki, bierze masę leków, a żeby się uspokoić, to wyobraź sobie - dzierga, babcia go nauczyła. - Wziął krótki wdech i napił się herbaty, upewniwszy się wcześniej, że napój odpowiednio wystygł. Przez moment dał tym wszystkim słowom tak po prostu zawisnąć w powietrzu, żeby się nad nimi zastanowić, pomyśleć, wyobrazić. Zaraz jednak znowu otworzył usta. - Wiesz co... może czasem odszczeka, powie coś niesmacznego, ale to moja wina. Rozkochałem go w winie, namówiłem na kolczyk w języku, na tatuaż się nie zgodził. Musiałem zadbać o to, żeby miał twardą dupę, skoro jego serce jest tak szklane i kruche - przymknął oczy. - No i oczywiście nie mógłbym zapomnieć o tym, jak wiele rzeczy potrafi. W tym samym momencie, w którym uczył się czytać, brzdąkał na fortepianie klasyczne "Dla Elizy", wiadome było, że będzie jakimś artystą. Cała nasza rodzina, to albo śpiewa, tańczy, a to w teatrze, a to coś tam, Ann gra. Gra na gitarze, na pianinie, kiedyś umiał jeszcze trochę flecie oraz skrzypcach, no i podśpiewuje - uśmiechnął się. - Ostatnio jednak stwierdził, że to za mało i zaczął malować kwiatki. Wyjdzie mu czy nie... zobaczymy, prawda?
Historia - No to... od początku, tak? - zaśmiał się krótko i opatulił szczelniej kocem. - Więc... urodziliśmy się oraz wychowywaliśmy w Szwecji, a dokładniej to w Sztokholmie. Nasza rodzina jest naprawdę duża i nawet my nie znamy jej całej. Mamy kilka firm i można spokojnie powiedzieć, że jesteśmy zamożni, ale nie zapędzając się - nie jesteśmy tak sławni, by mówić o nas w co drugim brukowcu. Nawet nie umywamy się do wszystkich czystokrwistych rodów i w pewnym sensie się z tego cieszymy, bo o ile posiadanie szlachetnego nazwiska byłoby fajne, to w tych czasach - bardzo problematyczne - pokiwał głową i zgarnął trochę czarnych kosmyków z twarzy. - Nasze serduszka zostały od najmłodszego rozdarte między żywym Sztokholmem, a malowniczymi Biburami w Wielkiej Brytanii. Ann uwielbiał przesiadywać na wysokim parapecie i obserwować całe miejskie życie, jednak równie niesamowite były dla niego widoki oraz sielankowy nastrój Cotswolds. Do Bibur wyjeżdżaliśmy kiedy tylko mogliśmy, na prawie każdy weekend, święta, wakacje, do babusi Ylvy, która jest najukochańszą babcią na świecie. Od samego początku kształciła mnie i Ann na wielkich artystów, uczyła rysować, grać i tańczyć, abyśmy mogli poznać wszystkie niesamowite rzeczy, a potem wybrać te, które były naszemu sercu najbliższe. Uwielbialiśmy też siadać z nią przy kominku i słuchać o czarodziejskim świecie, marzyliśmy o pierwszej różdżce, o nauce pierwszego zaklęcia oraz locie na miotle. Do tego prawie zawsze przygryzaliśmy jej własnej roboty cynamonowe ciasteczka, które zaskarbiły sobie naszą miłość na wieki. Zajadaliśmy się nimi, popijaliśmy mlekiem, a potem dziecięcymi paluszkami odgrywaliśmy nuty na pianinie - uwielbialiśmy tam przyjeżdżać. - Na twarzy bruneta pojawiła się swego rodzaju nostalgia, tęsknota za dawnymi, beztroskimi czasami. To było wspaniałe dzieciństwo, nie mógł na nie narzekać. Teraz jednak przyszedł czas na to, co zdarzyło się w Sztokholmie. - Mieliśmy bardzo kochającą, pełną rodzinę, opiekuńczą mamę, jednak wciąż zabieganego ojca, którego nawet nie do końca pamiętamy. Ann jednak dalej trzyma jeszcze jego zdjęcia i opowiada mi o swoich wizjach z dzieciństwa, gdzie widział jak byliśmy małymi bąbelkami, a tata naszym całym światem. Mówi też, że widzi czasem jak przez mgłę, że czytał nam na dobranoc i całował po czółku, to są bardzo miłe wspomnienia. Chroni je jak skarby, w końcu jest w nich nasz tatuś. - Odkaszlnął krótko, a miły uśmiech na jego twarzy nagle zniknął. - Mimo wszystko sielanka, która trwała przez cały czas się skończyła, gdy pewnego dnia na szktokholmskiej stacji metra Rinkeby wybuchł pożar, w którym uczestniczyli nasi rodzice. Byliśmy wtedy na Biburach, spędzaliśmy miło czas, ale ta wieść szybko do nas dotarła. Nawet się nie zastanawialiśmy, tylko czym prędzej wraz z babusią zabraliśmy nasze rzeczy i staraliśmy się wrócić do stolicy. Na miejscu dowiedzieliśmy się, że mama oraz tata trafili w stanie krytycznym do szpitala. - Na chwilę jego opowieść ustała, jakby się nad czymś zastanawiał, lub, co gorsza, nie chciał mówić dalej. To była dłuższa przerwa, o wiele dłuższa niż te poprzednie. - I... nie minął miesiąc, a my, synowie, chowaliśmy swoich rodziców o wiele wcześniej niż powinniśmy - wymruczał w końcu. - To był okropny czas, dla wszystkich, dla mnie, dla Ann i reszty rodziny. Chodziliśmy po sztokholskim domu niczym małe, smutne, młode duszki, a nim się obejrzeliśmy, przeprowadziliśmy się na stałe do Cotswolds, tym samym sprzedając rodzinny dom. Byliśmy mali, ale babcia Ylva chciała być z nami szczera w każdej sprawie. Chciała, abyśmy wiedzieli, co się dzieje, bo twierdziła, że "nie będzie robić z nas idiotów", żebyśmy byli świadomi. Tak więc ciężar dorosłej wiedzy został na nas zwalony bardzo wcześnie, śmierć, pogrzeb, sprzedany dom. Wiedzieliśmy jednak, że babunia wie co robi i chyba wspaniałe, młode lata skończyły się dla nas na stałe w tamtym właśnie momencie - pokiwał głową. - Mieliśmy wtedy jakoś dziewięć... albo dziesięć lat, nie do końca pamiętam. Tak czy siak Ann dowiedział się, że jest jasnowidzem. Wiedzieliśmy, że babcia Ylva posiada ten dar, była przecież emerytowaną nauczycielką wróżbiarstwa w wielkiej szkole magii i czarodziejstwa, jednak nikt się nie spodziewał, że Ann odziedziczy po niej tą umiejętność. Opowiadał, że ma liczne deja vu i sny, w których widział przebłyski z przeszłości - zastanowił się przez chwilę i podrapał po brodzie. - Jest jasnowidzem. To świetne, prawda? Widzisz przyszłość, czasem przeszłość, to wielki dar, jednak wpędził go w piekło - zagryzł wargę. - Męczył się na początku, strasznie, budził w nocy, płakał, a potem w dzień próbował to ujarzmić. Dostał kompletnego świra, mówił, że widział jakieś postacie, nie umiał rozróżnić wizji od rzeczywistości. Sprawdzał każdego, dotykał, zadawał dziwne pytania, aby mieć pewność, że nie śni. Zwariował. Takie małe dziecko dostało list z Hogwartu. - Uniósł dłonie w górę i pokręcił głową. - Rozumiesz? Tyle czasu próbował wymuszać wizje na zawołanie, uczyć się tego, próbować kontrolować, aby to on miał władzę, a nie ta dziwna siła. Przychodził do mnie sto razy w miesiącu, w środku nocy i z płaczem oznajmiał, że znowu zobaczył wypadek na Rinkbey - westchnął ciężko i potarł zmarszczone czoło. To było okropne. - Ale... wiesz co jest plusem tego wszystkiego? "Praktyka czyni mistrza". Kiedy w końcu mieliśmy już wymarzoną, pierwszą różdżkę, miotłę, książki i wreszcie dostaliśmy się do Hogwartu, Ann dalej ćwiczył. Chodził z uśmiechniętą gebą na wróżbiarstwo, bo był pewny, że dzięki temu będzie mógł lepiej zapanować nad niechcianymi napadami wizji. Uczył się oczywiście wspaniale, miał same Wybitne i Powyżej Oczekiwań, nieważne za co się zabrał, a to dlatego, że większość czasu spędzał nad książkami. Był niesamowitym pracusiem i siłą musiałem wyciągać jego nos znad kartek, by zdobył jakieś znajomości. Na początku szło to dosyć opornie, jednak z czasem sam zaczął korzystać z życia, chodził na bale, brał udział w imprezach tematycznych, organizował je nawet, no i pierwszy wyrywał się na wycieczki do Hogsmeade. Potem też spotykaliśmy się z przyjaciółmi w nocy, wybiegając cichaczem z dormitoriów, po lekcjach wymykaliśmy się do miasta przejściem w Miodowym Królestwie i... - tutaj brunet się uśmiechnął. - No i Ann się słodko zakochał. - Skinął głową, skubiąc małe frędzelki futrzanego koca. - Miał wybranka, latał za nim jak szalony, oczywiście na początku było to naprawdę przeurocze. Jak zawsze na początku, ten drugiego pocałował w czoło, jakieś randki po nocach, prezenciki czy inne, ale... - westchnął głęboko. - Wtedy wybuchła wojna. Ta mała miłość nie skończyła się tak tragicznie jak można było się tego spodziewać, to nie tak, że jego kochanek umarł broniąc Hogwartu. Okazało się, że był naprawdę podłą żmiją i po naobiecywaniu mu tylu rzeczy, garnków ze złotem i swojego serca, zmieszał go z błotem, wgniótł w ziemie, a następnie stanął po stronie Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Ann został potraktowany zaklęciem cruciatus i może podczas wojny nie wycierpiał tak dużo jak inni, ale jego rozbite serduszko leczyło się przez bardzo długi czas. Próbował je posklejać kilkoma przewijającymi się przez jego życie malutkimi romansami, jednak nigdy do końca nie potrafił zaufać. Zawsze wpadał w istne paranoje i płakał po nocach, tak dzisiaj został sam i mówi mi, że się do tego nie nadaje - wzruszył ramionami. - Zobaczymy jednak co czas pokaże, prawda? - Brunet kaszlnął krótko i potarł niemrawo skroń, próbując przypomnieć sobie dalszą część historii. - Ach tak, wojna. Najpierw pojawiliśmy się na Biburach, gdzie babcia Ylva drżącymi rękami nie chciała nas nigdzie wypuścić, w końcu jednak musieliśmy się uczyć, a ona nie była w stanie zagwarantować nam profesjonalnych lekcji, no poza wróżbiarstwem. Dlatego też z ciężkim sercem puściła nas do zastępczej szkoły, gdzie chodziliśmy wraz z resztą młodzieży. Obaj przez pewien czas byliśmy okropnie sparaliżowani tym wszystkim, w końcu nasi przyjaciele nagle gdzieś zniknęli, nasza ulubiona szkoła była... nie było jej. Ann jednak wtedy stwierdził, że skoro ze śmiercią naszych rodziców sobie poradziliśmy, to z takim czymś też damy sobie radę. Tak też się stało i mimo gorzkich serc próbowaliśmy spojrzeć na to wszystko w nieco lepszym świetle. W szkole zastępczej byliśmy przez trzy lata, poszliśmy od razu do V klasy i nastawialiśmy się na to, żeby spożytkować dobrze ten czas, by w przyszłości go nie żałować. Uczniowie byli... niemrawi, chodzili jak w zegarku, wstawiali, myli się, szli na lekcje, wracali, uczyli się i szli spać. Tak było dzień w dzień, a Ann dostawał świra, przychodził i mówił, że dłużej nie wytrzyma tak grobowej atmosfery, że idąc spać widzi wizje dnia następnego, która wygląda zawsze tak samo. Jak długo człowiek może być tak otępiony? - Pokręcił głową. - Wtedy do akcji wkroczyła gitara. Wyobrażasz sobie te śmieszne miny wszystkich? Tak dawno nie słyszeli muzyki, a najśmieszniejsze było to, że my też zapomnieliśmy jak cudownie jest śpiewać i grać. Z czasem wszyscy zaczynali czuć się normalniej, tego wszystkim brakowało, normalności. Człowiek jest przyzwyczajony do tego, co ma na co dzień i nagle jest katastrofa, kiedy to wszystko traci. Kiedy nagle nie może wyjść z domu i poczuć się bezpiecznie, bo to nie jest część jego normalnego życia. Rok w rok mieliśmy nadzieję ponownie wrócić do Hogwartu, przez calutkie trzy lata żyliśmy tą nadzieją i kiedy tylko skończyliśmy naukę, kiedy tylko wróciliśmy na Bibury jako absolwenci... Hogwart został otwarty. - Parsknął krótkim śmiechem. - To się nazywa złośliwy los, prawda? - Skinął głową, przypominając sobie reakcję swoją oraz Angeliego na wieść o tym, że życie czarodziejów wraca do normalności. - Leci teraz już drugi rok, w którym nie chodzimy do szkoły, a Ann stwierdził, że chce wyjechać do Londynu, do Wyższej Szkoły Magii. Razem z babcią byliśmy rozentuzjazmowani jego wyborem i pomogliśmy mu znaleźć mieszkanie oraz pracę. Dzisiaj zarabia na siebie w Dziurawym Kotle na ulicy Pokątnej i mam nadzieję, że kiedyś wróci do swojego kochanego Hogwartu jako nauczyciel wróżbiarstwa. Znowu znalazł cel w życiu.
Krewni i rodzina ➤ Ylva Ulrika Svensson - czarodziejka oraz najwspanialsza babunia jaka istnieje, w dużej mierze to ona wychowywała rodzeństwo, gdyż niestety rodzice Ann nie mieli dla nich za dużo czasu. ➤ † Sibilla Ava Alvbris - czarodziejka i ukochana mama bliźniaków, która zginęła wskutek wypadku na stacji metra Rinkeby w Sztokholmie. ➤ Alex Elov Alvbris - czarodziej oraz młodszy o kilka minut brat bliźniak Angeliego. To on w tej dwójce był diabełkiem i bardzo często lubił sprowadzać anielskiego Ann na złe ścieżki. Był dla niego również wielkim kontrastem ze swoimi ciemnymi włosami i recydywistycznym podejściem do życia. ➤ † Alvar Gunnar Alvbris - czarodziej i zabiegany ojciec bliźniaków, którzy nie do końca go pamiętają. Wraz z matką rodzeństwa umarł w Sztokholmie na skutek wypadku w metrze.Ciekawostki ➤ Ma białą kotkę o imieniu Fatum. ➤ Posiada drewnianą bransoletkę, którą dostał od babci i Alexa przed wyjazdem - ślicznie wyrzeźbione koraliki z małym, wiszącym krzyżykiem. ➤ Albinizm - bardzo dba o swoją skórę, nosi zazwyczaj rzeczy z długim rękawem, jakąś czapkę, pod ręką zawsze parasol, w torbie wiecznie krem z najmocniejszym filtrem. W lato potraja swoje siły, z tego też powodu ta pora roku jest przez niego znienawidzona. ➤ Perfekcyjna Pani Domu musi chwalić się swoimi kuchennymi zdolnościami, zdobytymi dzięki babuni. ➤ Książki i herbata to prawdziwe uzależnienie, rano jednak uwielbia sączyć sobie kawę. ➤ Znaczy no, jeśli uzależnienia, to pali. ➤ Tak, ma też astmę. ➤ Chciałby zostać nauczycielem wróżbiarstwa. ➤ Jasnowidz, dobry jasnowidz. ➤ Posiada kolczyk w języku, srebrną kuleczkę. ➤ Prawdziwy koneser win, ma w domu cały barek. ➤ Schizofrenik, nabawił się jej podczas treningów jasnowidzenia. ➤ Astmatyk, w kieszeni zawsze widnieje inhalator. ➤ Nerwica, najbardziej wyczulony jest na idiotów. Brytyjskie Ministerstwo Magii |
|